wtorek, 25 września 2018

Rozdział II

ROZDZIAŁ II


  Zadzwonił dzwonek. Całą lekcję chciałam porozmawiać z Lysandrem i aż mnie nosiło, żeby usłyszeć ten błogosławiony dźwięk. Szybko się spakowałam i, łapiąc zdziwiony wzrok Stelli, wstałam z krzesła o mało go nie przewracając. Ale i tak, kiedy spojrzałam w stronę ławki białowłosego, jego już nie było. Czy ja na prawdę jestem tak powolna?!
- Muszę coś załatwić. Widzimy się później! - rzuciłam do siostry wybiegając z sali.
  Przystanęłam w drzwiach i rozejrzałam się na boki w poszukiwaniu białej czupryny. Kiedy w końcu dojrzałam chłopaka, właśnie znikał za drzwiami na klatkę schodową. Przecisnęłam się między uczniami wychodzącymi z sal i popędziłam w jego stronę. Zastałam go opartego o szafki, zapisującego coś w notesie. Zamyślony wyglądał tak... Ech, dlaczego on tak na mnie działa?! Jego szerokie ramiona delikatnie poruszające się w rytm oddechu i przeszywające spojrzenie dwukolorowych tęczówek sprawiały, że kolana się pode mną uginały i nie mogłam powstrzymać cichego westchnięcia zachwytu. Tak bardzo nie chciałam mu przerywać... Ale nie przyszłam tutaj, żeby się gapić. Powoli do niego podeszłam.
- Lysander? - powiedziałam opierając się o szafki obok. Oderwał wzrok od notatnika, spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. - Nie chciałbyś może zjeść ze mną lunchu? - zapytałam.
- Chętnie - odparł chowając zeszycik w wewnętrznej kieszeni marynarki. - Możemy pójść do ogrodu należącego do klubu ogrodników.
- Super! - odpowiedziałam entuzjastycznie. - Prowadź, ja jeszcze nie orientuję się w tej szkole.

  Kiedy usiedliśmy na trawie pod drzewem, a Lysander przypadkiem otarł się o moje ramię, po moim ciele przeszedł lekki dreszcz. Odchrząknęłam cicho i zmieniłam pozycję na wygodniejszą, po czym wyjęłam z torebki pudełko domowych piegusek. Otworzyłam je, wzięłam jedno ciastko do ust i przysunęłam opakowanie do białowłosego.
- Co zapisujesz w notesie? - zapytałam, kiedy chłopak częstował się wypiekiem. On jednak tylko ściągnął brwi i nic nie odpowiedział. - Pytam, bo sama mam podobny, ale trochę bardziej... kolorowy - dopowiedziałam z nieśmiałym uśmiechem. - Zastanawiam się, czy używasz go do tego, co ja.
- Zapisuję w nim nowe pomysły na piosenki - odpowiedział.
- Tak myślałam - powiedziałam radośnie. - Często są tutaj organizowane takie imprezy jak wasz koncert? Przyjechałyśmy tu ze Stellą dopiero wczoraj, a już zaliczyłyśmy jedną.
- W Amorisie cały czas coś się dzieje - oznajmił Lysander unosząc kącik ust. - Ale nikt wcześniej nie mógł trafić na takie przywitanie. Koncert był pierwszym publicznym występem zespołu.
- Iris mówiła, że to jej pierwszy raz... - powiedziałam w zamyśleniu. - A ty? Już kiedyś występowałeś na scenie? Kiedy śpiewałeś, było widać, że to twoje miejsce i dobrze się tam czujesz. - mruknęłam przypominając sobie wczorajszy wieczór. To, jak pewny siebie głos białowłosego rozbrzmiewał w pomieszczeniu, a jego twarz była pełna emocji.
- Miło mi to słyszeć. A w odpowiedzi na twoje pytanie, tak, już raz występowałem - oznajmił z łagodnym uśmiechem. - Nie da się zapomnieć pierwszego wyjścia przed publikę. Ta adrenalina i uczucie, kiedy tłum wiwatuje na twoją cześć... Nie potrafię tego opisać.
- Na pewno byłeś świetny! - oświadczyłam szeroko się uśmiechając.
- Dla introwertyka było to ciężkie. Kiedy weszliśmy na scenę, zmroziło mnie jak zobaczyłem tłum ludzi. Dopiero kiedy zespół zaczął grać, udało mi się rozluźnić. Później już poszło gładko.
- Tym razem nie było po tobie widać ani grama zdenerwowania - zdziwiłam się.
- Dla reszty to był pierwszy występ. Trzeba było ich jakoś uspokoić, a pokazanie, że sam się nie denerwuję było wtedy jedynym na to sposobem. Iris miała niewiele czasu na próby, a Nataniel na ostatnią chwilę uczył się grać - wytłumaczył Lysander.
- Czekaj, czekaj... Nataniel uczył się grać od zera niedługo przed koncertem? Jak to możliwe?!
- Sam nie mam pojęcia - chłopak uśmiechnął się do mnie wesoło. - Dlaczego się tutaj przeprowadziłyście? - zapytał po krótkiej chwili.
- To jest historia na inną okazję - odpowiedziałam ze śmiechem. - Teraz jest za mało czasu na coś tak skomplikowanego... Ale na pewno kiedyś ci opowiem. Stella musi przy tym być, to też jej dotyczy.
- Rozumiem.
  Nastała chwila głuchej ciszy. Chciałam spytać, dlaczego na lekcji sprawiał wrażenie przygnębionego. To był mój cel od początku, ale wywiązała się miła pogawędka, a ja nie wiedziałam jak zacząć ten temat. Patrzyłam w ziemię próbując wymyślić coś sensownego, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- O co chcesz spytać? - przerwał milczenie Lysander. Czyżby mnie wyczuł? Zauważył, że się waham?
- Emm... - zaczęłam niepewnie zerkając mu w oczy. - Zauważyłam, że na lekcji byłeś jakiś taki przygnębiony... Zastanawiałam się, czy to może być coś związanego z koncertem, ale sam to wykluczyłeś.
  Chłopak lekko posmutniał i spuścił wzrok, jednak kącik jego ust nie opadł całkowicie.
- To aż tak widoczne?
- Tak ociupinkę - powiedziałam pokazując dwa milimetry między palcami i posyłając mu pocieszający uśmiech.
- Ehh, to przez Leo, mojego starszego brata... Niedawno dziewczyna z nim zerwała i nie może się pozbierać, cały czas chodzi załamany.
- Współczuję - powiedziałam przyciszonym głosem. - Na pewno się pozbiera, nie możesz się tym obciążać. To nie twoja wina.
- Tak, wiem, jednak to mój brat i nie potrafię być obojętny - białowłosy podniósł się z ziemi, po czym wyciągnął do mnie rękę, aby pomóc mi wstać. - Zaraz będzie lekcja, chodźmy już.

  Po powrocie pod salę od razu dołączyłam do Stelli, a Lysander podszedł do Kastiela. Szatynka, kiedy mnie zauważyła, schowała telefon do kieszeni i złożyła ręce na piersi patrząc na mnie. Gdy zadzwonił dzwonek rozpoczynający lekcję biologii, wszyscy uczniowie naszej klasy już czekali na nauczycielkę - osławioną panią Nadię Delanay. Podobno jest to najbardziej wredna, wymagająca nauczycielka, jaka istnieje... Ale czy może być aż tak koszmarna? Nie spotkałam jeszcze nauczyciela, z którym bym się nie dogadała. Kiedy pani Delanay jeszcze nie było, pod salę przyszedł niebieskowłosy chłopak z radosnym uśmiechem na twarzy. Rozejrzał się, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, od razu podszedł do mnie i Stelli.
- Cześć! To pewnie wy jesteście te nowe - powiedział głosem promieniującym radością. - Ja jestem Alexy.
- Stella. A to moja siostra Sophie - przedstawiła nas szatynka.
- Miło was poznać! - oznajmił dusząc nas w uścisku.
- Ciebie również - wydusiłam nie mogąc oddychać.
  Niebieskowłosy nas puścił, a chwilę później przyszła nauczycielka i wpuściła wszystkich do sali. Alexy ruszył za innymi.
- On jest gejem - powiedziała Stella dobitnie.
- Co?! - spytałam zaskoczona jej bezpośredniością. - A ty skąd niby to wiesz?
- Przeczucie, mam doświadczenie w tych sprawach - odpowiedziała szatynka z szyderczym uśmiechem. Że co?! Jakie doświadczenie? Czy ja o czymś nie wiem?!

  Od wczoraj starałam się wymyślić jak pocieszyć Lysandra, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Stella postanowiła poznać mnie z resztą klasy. Kiedy ja rozmawiałam z białowłosym, ona zapoznawała się z innymi. Poprowadziła mnie do bruneta zapatrzonego w konsolę.
- Cześć Armin - zaczęła szatynka, ale chłopak na nią nie spojrzał. - Armin?!
- Eee, co? Sorki, mam ostatni level - powiedział, nie odrywając wzroku od urządzenia. - Daj mi moment.
  Stella nie należała do osób cierpliwych i od razu było po niej widać zdenerwowanie. A kiedy brunet nadal grał, westchnęła i wyrwała mu konsolę z rąk.
- Ej!
- Nie wiesz, że to niekulturalnie grać w towarzystwie? - powiedziała z szyderczym uśmiechem. - Chciałam ci przedstawić siostrę. Armin, to jest Sophie, Soph, to Armin. Idziemy dalej?
- Miło było cię poznać Armin, sorki za siostrę - powiedziałam z przepraszającym uśmiechem, kiedy Stella już ciągnęła mnie do następnej osoby.
  Chłopak odwzajemnił uśmiech i wrócił do gry. Siostra zaprowadziła mnie przed grupkę dziewczyn. Od razu poznałam Iris, rudowłosą basistkę. Resztę kojarzyłam z twarzy, ale nie miałam jeszcze okazji z nimi rozmawiać.
- Cześć, chciałam wam przedstawić siostrę - powiedziała szatynka wypychając mnie przed siebie. - To jest Sophie, a to są Kim, Melania, Violetta, Peggy i Priya, Iris już znasz.
- Hej, miło was poznać - oznajmiłam posyłając im serdeczny uśmiech.
- Ciebie też - odpowiedziała jedna z dziewczyn, błękitnooka hinduska. Jeśli dobrze nadążyłam za przedstawianiem Stelli, to miała ona na imię Priya.
- Ok, pogadamy później. Jeszcze muszę ją poznać z kilkoma osobami - wyjaśniła moja siostra wycofując się i ciągnąc mnie dalej. Pomachałam dziewczynom i przyspieszyłam kroku, żeby chwilę później stanąć przed zielonookim szatynem, którego Stella przedstawiła mi jako Kentina. Ponownie siostra nie pozwoliła mi z nim porozmawiać i po momencie szłyśmy wzdłuż korytarza.
- Gdzie teraz? - zapytałam dotrzymując jej kroku.
- Do szafek, muszę wziąć kilka rzeczy - oznajmiła.
  Kiedy byłyśmy prawie na miejscu, zauważyłam przed nami trzy dziewczyny. Skojarzyłam je. Były to Azjatka, szatynka i blondynka, które siedziały zawsze w ławkach najbliżej drzwi razem z dziewczyną o jasnobrązowych włosach i różowych końcówkach. Podeszły akurat do naszych szafek i oparły się o nie.
- Hej, możesz się przesunąć? - powiedziała Stella do blondynki.
- I co jeszcze? Musisz sobie poczekać - odparła dziewczyna oglądając swoje paznokcie.
- Muszę wziąć książki teraz, tak ciężko jest ci dupę ruszyć?
- Ty chyba nie wiesz do kogo mówisz - oznajmiła blondi ze zniesmaczoną miną.
- Może i nie wiemy kim jesteś, ale na pierwszy rzut oka wyglądasz mi na zdzirę - wtrąciłam nie mogąc się powstrzymać.
- Wyrażaj się! - zdenerwowała się Azjatka, kiedy twarz blondynki powoli przybierała czerwony kolor.
- Jak w ogóle śmiesz tak do mnie mówić?! Ze mną nie warto zadzierać! - krzyknęła dziewczyna, ale nas nie bardzo to obeszło.
- Za kogo ty się niby uważasz? - spytała Stella.
- Jestem Amber Smith. Mój ojciec jest wysoko postawionym pracownikiem Morgan Enterprises Holdings, Inc. - oznajmiła z zadziornym uśmieszkiem.
- Serio?! W tej wielkiej firmie Morgan?! - odpowiedziałam udając zachwyt, na co Amber kiwnęła głową z wyższością.
- W firmie zarządzanej przez naszego świętej pamięci tatuśka, a aktualnie przez moją mamę? - powiedziała Stella śmiejąc się szyderczo. - Stella i Sophie Morgan, miło poznać.
  Mina blondynki zrzedła, a jej przyjaciółki patrzyły na siebie zdziwione.
- Możesz się wreszcie przesunąć, czy sama mam to zrobić? - odparła zdenerwowana Stella.
  Dziewczyny wreszcie ustąpiły, a siostra mogła wziąć swoje rzeczy. Kiedy przerwa się zakończyła, od razu poszłyśmy na lekcje. Była to godzina wychowawcza z panem Pierrick'iem Savin'em. Ciepło nas powitał i rozpoczął zajęcia.

  Przysłuchiwałam się dyskusji dziewczyn na temat ich ostatniego nocowania, kiedy poczułam lekki uścisk na ramieniu. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam łagodną twarz Lysandra. Powitał mnie ledwo zauważalnym uśmiechem.
- Mogę cię porwać na moment? - spytał.
- Jasne - odpowiedziałam z uśmiechem, po czym ruszyłam za chłopakiem jednocześnie żegnając się z dziewczynami machnięciem. Poprowadził mnie na dziedziniec, gdzie usiedliśmy na jednej z ławek.
- Czegoś potrzebujesz? - zapytałam, kiedy już przybrałam wygodną pozycję.
- Tak... Nie chciałabyś może odwiedzić mnie dzisiaj i wysłuchać nowej piosenki?
- Bardzo chętnie! - powiedziałam entuzjastycznie, już sobie wyobrażając tę wizytę, ale zaraz mój zapał przygasł. - Ale nie ruszam się nigdzie bez Stelli.
- W takim razie ona także może przyjść - odparł z ciepłym uśmiechem.
- Naprawdę? To cudownie! - ucieszyłam się i przytuliłam chłopaka. Na początku chyba nie wiedział co zrobić, ale już po chwili delikatnie mnie obejmował. Odsunęłam się i spojrzałam na jego rumianą twarz. - Kiedy możemy przyjść?
- Pasuje wam po szkole? - spytał.
- Jasne! To do zobaczenia - pożegnałam się kolejnym uściskiem, który tym razem odwzajemnił od razu, i wróciłam w podskokach do szkoły, żeby powiedzieć o wszystkim Stelli.

  Zaraz po szkole odszukałyśmy białowłosego, który poprowadził nas w stronę swojego mieszkania. Kiedy dotarliśmy na miejsce, ujrzałam niewielki sklep odzieżowy, który - jak się okazało - należał do brata Lysandra.
- Genialnie! Właśnie miałyśmy szukać sklepów z ubraniami! - oznajmiła Stella. - Możemy się rozejrzeć?
- Czujcie się jak u siebie - opowiedział ciepło białowłosy.
  Stella przejechała wzrokiem po sklepie, a kiedy jej oczy złączyły się ze spojrzeniem bruneta za ladą, wyglądała jakby jej świat się zatrzymał.

wtorek, 24 lipca 2018

Rozdział I

ROZDZIAŁ I

  Po pogrzebie córki nieboszczyka - Stella i Sophie postanowiły zamieszkać razem, żeby nadgonić stracone lata. Spotkanie wymazało całą żałobę, co zresztą nie wymagało wysiłku. Ojciec nie był zbyt opiekuńczy względem swoich nastoletnich córek. Swoją miłość wolał okazywać za pomocą pieniędzy, których nigdy mu nie brakło, niż poświęcić im choć odrobinę uwagi. Wciąż opuszczał to jedną, to drugą, musiał utrzymywać kontakty z obiema żonami, żeby niczego nie podejrzewały. Choć trwało to dwadzieścia lat, nikt się niczego nie domyślił. Dopiero kiedy mężczyzna nieszczęśliwie zginął przygnieciony samochodem, na jaw wyszła tajemnica podwójnego życia. Nie wiadomo tylko, dlaczego ten wielki sekret ujawnił się nie prędzej niż na uroczystości pożegnalnej. Czy lekarz stwierdzający zgon był świadomy poligamii mężczyzny?

  Na podjazd niewielkiego, liliowego domku wjechał czarny Dodge Journey, w którym siedziały dwie roześmiane dziewczyny. Szatynka o niebiesko-szarych oczach wyjęła kluczyki ze stacyjki, tym samym wyłączając samochód. Niska, zielonooka blondyneczka wysiadła pośpiesznie z samochodu, a delikatny wiaterek rozwiał jej cienką, błękitną bluzkę. Zaraz po niej wysiadła druga z sióstr.
- Już nie mogę się doczekać! - oznajmiła blondynka z podekscytowaniem wymalowanym na twarzy. - Wieki projektowałam ten dom, chcę już zobaczyć efekt końcowy!
- Nie podniecaj się tak, Soph - wyśmiała ją szatynka podrzucając lśniące kluczyki od nowego pojazdu.
- Może i jest dużo mniejszy od mojego poprzedniego, ale pierwszy raz w życiu się przeprowadzam - wyszczerzyła się Sophie i otworzyła bagażnik.
  Stella pokręciła pobłażliwie głową i wyjęła swoją walizkę. Zamknęła samochód i poszła z Sophie do nowego domu.
  Od progu powitał je zapach świeżo pomalowanych ścian i nowych mebli. W przedpokoju siostry zdjęły buty i udały się na pierwsze piętro, żeby obejrzeć swoje sypialnie. Rozkład mebli był taki sam, różniły się jedynie kolorami. Sophie urządziła swój pokój w różach i szarościach, a Stella postawiła na fiolet, czerń i biel. Postanowiły rozpakować się później, więc zostawiły walizki przy łóżkach i w niemal tym samym momencie opuściły pokoje, po czym zeszły do salonu. Sophie wzięła ze sobą swojego czarnego laptopa i usadowiła się na jednym z foteli, natomiast Stella rzuciła się na sofę i włączyła telewizor.
- W naszej nowej szkole jest dzisiaj koncert! - zawołała ucieszona blondynka i zwróciła ekran laptopa w stronę siostry. - Błagam cię, powiedz, że pójdziemy! - Sophie spojrzała na Stellę maślanym wzrokiem, na co ta tylko przewróciła oczami.
- Nie chce mi się - powiedziała w końcu dobitnie.
- No proszę, proszę, proszę!
- Jeśli się zgodzę, to się zamkniesz? - spytała szatynka, a zielonooka potwierdziła skinieniem głowy. - Ehh... Niech ci będzie. O której to?
- Mmm... O dziewiętnastej się zaczyna, ale pewnie, żeby mieć miejsca z przodu, będzie trzeba być najpóźniej o wpół, więc według moich obliczeń, wliczając oczywiście dojazd, mamy około godziny na wyszykowanie się - powiedziała na jednym oddechu.
- Ty mnie malujesz - powiedziała Stella bez entuzjazmu wstając.

  Godzinne przygotowania dały zadowalające rezultaty. Dziewczęta ubrały bardzo podobne stroje. Stella miała na sobie bordową cekinową sukienkę i czarne botki na niskim obcasie, a Sophie ciemnofioletową, także cekinową stylizację, jednak ona postawiła na klasyczne, czarne szpilki. Blondynka zrobiła makijaż sobie i Stelli, najmocniej podkreślając oczy. Obydwie zostawiły rozpuszczone włosy, spinając jedynie lekko przednie pasma. Zeszły na dół i narzuciły na ramiona kurtki. Sophie - długi, grafitowy płaszczyk przewiązywany w pasie, a Stella czarną ramoneskę. Wyszły na dwór, zamykając za sobą drzwi i poszły do samochodu. Stella gratulowała sobie w duchu, że ubrała w miarę płaskie buty, dzięki czemu mogła komfortowo prowadzić swojego Dodge'a. Kiedy dojechały na miejsce, ludzie już się schodzili. Soph pospieszała szatynkę, bo koniecznie chciała zająć miejsca na przodzie. Weszły do placówki i podążyły za tłumem do piwnicy. Ciemność przebijały jedynie światła ze sceny, co bardzo ułatwiło dziewczynom dostanie się do platformy. Udało im się przebić przez ludzi i stanęły przy samym podeście. Instrumenty już czekały na zespół, jakby zimne z oczekiwania. Po kilkunastu minutach grupa muzyczna weszła na scenę i rozległy się owacje z widowni. Sophie od razu zwróciła uwagę na białowłosego chłopaka, który stanął przed mikrofonem. Oczy jej zabłysnęły, a serce zaczęło szybciej bić.
- Soph! - Stella trąciła blondynkę w ramię.
- Co? - Sophie wybudziła się zdezorientowana z transu.
- Mówiłam, że nieźle grają - powtórzyła szatynka z uśmiechem.
- Taaa... Wokalista jest cudowny - oczy dziewczyny na nowo zabłysnęły, a usta rozpłynęły się w promiennym uśmiechu.
- Ten białowłosy? Lepiej przyjrzyj się gitarzyście - szatynka spojrzała na wymienioną osobę i wygięła wargi ukazując zęby.
  Co prawda czerwonowłosy chłopak brzydki nie był, jednak nie należał do kanonu piękna Sophie. Do końca koncertu już nie rozmawiały. Jedna zatopiona w swoim świecie, druga wsłuchana w dźwięki gitary. Kiedy zespół zakończył ostatni bis, jego członkowie zeszli ze sceny. Gdy chwilę później wyszli zza kotary odgradzającej prowizoryczne kulisy od reszty pomieszczenia, wokół nich zebrał się wianuszek fanek. Nikt niestety nie zwracał uwagi na rudowłosą basistkę, stojącą zaraz obok reszty zespołu. Stelli i Sophie zrobiło się żal dziewczyny, więc od razu do niej podeszły.
- Hej, świetnie grałaś! - zaczęła Sophie, kiedy tylko zbliżyły się do rudowłosej.
- Hmm...? A, tak, dzięki - odpowiedziała basistka, zdezorientowana tym, że ktoś do niej podszedł. - Pierwszy raz występowałam na scenie, trochę się denerwuję.
- Dobrze sobie poradziłaś - powiedziała Stella. - Duże grono słuchaczy się zebrało. Jak na szkolny koncert bardzo duże.
- Tak, aż dziwne, że się wszyscy pomieścili - odpowiedziała z promiennym uśmiechem. - Chodzicie do naszej szkoły? Nigdy was nie widziałam.
- Nie... To znaczy tak, jutro idziemy pierwszy dzień, dzisiaj się wprowadziłyśmy - odpowiedziała jej Sophie.
- Fajnie, może będziemy razem w klasie - uśmiech nie schodził z twarzy rudowłosej. - Zaraz idziemy do jednej z klas świętować, może się przyłączycie?
- Bardzo chętnie, czyż nie Stell? - blondynka zwróciła się do siostry, na co ta kiwnęła głową. - A tak w ogóle, mam na imię Sophie, a to jest moja siostra Stella.
- Miło was poznać. Jestem Iris, a reszta zespołu to Kastiel, Lysander i Nataniel - przedstawiła chłopaków zajętych fankami, wskazując ich po kolei palcem.
- Iris, idziemy - zawołał rudowłosą jeden z członków zespołu.
  Dziewczyna pociągnęła siostry za sobą kierując się na schody, prowadzące na górę. Przeszły przez długi korytarz i zatrzymały się przed salą.
- Poznajcie się z ludźmi, ja zaraz wracam - mrugnęła rudowłosa do sióstr i odeszła, a Stella i Sophie weszły do klasy zaraz za chłopcami. Wewnątrz pomieszczenia znajdowało się już kilka osób. Dziewczęta podeszły do chłopaków z zespołu.
- Hej, świetnie graliście - powiedziała z uśmiechem Sophie.
- Ta, dzięki - zaczął czerwonowłosy. - Ale tak się składa, że czas dla fanów się skończył. Tutaj nie mają wstępu postronni.
- Tak się składa - powtórzyła po nim Stella. - że twoimi fankami w najmniejszym stopniu nie jesteśmy. Iris nas wpuściła, więc łaskawie obudź w sobie trochę empatii.
- Pyskata - chłopak posłał szatynce szelmowski uśmiech. - Lubię takie.
- A ja nie przepadam za dupkami - odpowiedziała mu identycznym uśmiechem. - A tym kochaniutki, wieje od ciebie na kilometr.
- Ale przecież wcześniej mówiłaś... - zaczęła mówić Sophie, ale Stell przerwała jej kopnięciem w kostkę. - Ałł!
  Reszta rozmowy minęła w miarę spokojnie. Soph zapoznała się z Lysandrem, a między nimi od razu zakwitła nić porozumienia. Stella i Kastiel nie potrafili się powstrzymać od ciągłych docinek, ale w końcu udało im się dogadać. Siostry poznały się z Natanielem, który był perkusistą zespołu. Dzięki temu dowiedziały się, że to właśnie do niego muszą zanieść wszystkie dokumenty. Później wznieśli toast za udany koncert, po czym wszyscy rozeszli się do domów.

  Następnego dnia dziewczyny wstały wcześnie, żeby zdążyć się wyszykować. Stella ubrała szary sweter i czarne spodnie, a następnie dobrała odpowiednie buty i dodatki. Sophie wzięła beżowy sweterek i zwykłe dżinsy, postawiła na wysokie buty na obcasie i poręczną torebkę. Zjadły szybkie śniadanie, po czym wyszły z domu. Wsiadły do czarnego Dodge'a i ruszyły w stronę szkoły. Tak jak zaplanowały poprzedniego dnia, poszły dać dokumenty Natanielowi. Kiedy otrzymały plany lekcji i kody do szafek, od razu poszły schować niepotrzebne przybory, żegnając się w progu z blondynem. Po odłożeniu rzeczy poszły pod wyznaczoną salę. Ku zaskoczeniu dziewcząt przed klasą stali już Lysander i Kastiel, co oznaczało, że są w jednej klasie. Stella i Sophie podeszły do nich z uśmiechami.
- Hej! - zaczęła rozpromieniona Soph, kiedy była dostatecznie blisko chłopców. - Czyli wychodzi na to, że jesteśmy razem w klasie.
- Cześć wam - przywitała się Stella, kiedy dołączyła do siostry. - Jaka jest teraz lekcja? Bo blondi tak wypruła przed siebie, że nie zdążyłam sprawdzić.
- Historia - odpowiedział krótko Kastiel, nie odrywając wzroku od czarnego zeszyciku.
- Ty się uczysz?! - zdziwiła się Stella. - To u niego normalne, czy jednak mamy się martwić?
- Nie uczę się, czytam.
- Czyli umiesz czytać... - Stell udała zamyślenie, a Kas spojrzał na nią spod byka. - Dobra, dobra, żartowałam. Co tam czytasz?
- Nie twoja sprawa.
  Kiedy Stella chciała zajrzeć do notesu, w całym korytarzu rozbrzmiał donośny dzwonek. Uczniowie weszli do sali i zajęli miejsca w ławkach. Dziewczęta zaczekały aż wszyscy usiądą, żeby wiedzieć, gdzie są wolne krzesła. Usiadły w ostatniej ławce pod oknem. Kiedy nauczyciel zaczął prowadzenie lekcji, siostry próbowały się zorientować, co aktualnie omawiają. W czasie lekcji Sophie co chwilę spoglądała ukradkiem na Lysandra. Wydał jej się przygnębiony, jednak nie wiedziała z jakiego powodu. 

wtorek, 6 lutego 2018

Nadchodzi czas zmian...

          Hej wszystkim, jeśli ktoś tu jeszcze jest.

  Na początku chciałybyśmy przeprosić, że zniknęłyśmy tak bez zapowiedzi. Mogłybyśmy tu przytoczyć milion wymówek, ale po co? Tak naprawdę nic by to nie zmieniło.
  Nie było nas i tyle.
  Jak już pewnie zauważyliście w tytule - nadchodzą zmiany. I są to zmiany, które odmienią tego bloga w każdy możliwy sposób. Całkowicie zmieniłyśmy koncepcję tego opowiadania i chcemy zacząć je od nowa. Posty w najbliższym czasie znikną, zostanie tylko ten.
  Pamiętamy, że miałyśmy wstawić rozdział IV, ale nie mamy pojęcia jak kontynuować historię.
  To koniec tej krótkiej informacji. Kto chce, niech czeka na powrót, będzie nam bardzo miło. Jeśli macie jakieś pytania lub chcecie być poinformowani, kiedy wrócimy, to zapraszam do pisania wiadomości e-mail na adres lilia.anderson@onet.pl

Kochamy was!
Alice & Lilia 

poniedziałek, 16 października 2017

~Urodziny Rozalii~ One-Shot

  Dziewczyna o długich, śnieżnobiałych włosach wyszła z wanny wypełnionej gorącą wodą i osuszyła się puchowym ręcznikiem. Z samego rana zaczęła przygotowania do przyjęcia i już nie mogła się doczekać. Po wysuszeniu włosów spięła je w koka na czubku głowy i wpięła, ozdobną, kryształową klamrę. Zrobiła sobie delikatny, dziewczęcy makijaż, pomalowała paznokcie, wybrała dodatki i wzięła wiązane szpilki. Kiedy zostało jej tylko założenie sukienki, zrobiła to delikatnie wygładzając miękki materiał. Była to fioletowa kreacja z wydłużonym tyłem.
  Gotowa wyszła z pokoju, żeby sprawdzić, czy niczego nie brakuje. Dom był w pełni przygotowany na przyjęcie, brakowało tylko gości. Białowłosa podparła się na wyspie kuchennej, napiła się przez słomkę soku pomarańczowego i włożyła sobie do ust paluszka. Nie mogła już bezczynnie wytrzymać, więc w oczekiwaniu na gości zaczęła szkicować sukienki. Zajęta projektem nie zwróciła uwagi, kiedy rozległ się szczęk otwieranego zamka w drzwiach frontowych. Do mieszkania wszedł wysoki brunet, a zaraz za nim przyszedł jego brat. Czarnowłosy odłożył klucz na jego poprzednie miejsce - do przydrzwiowej donicy z kwiatami - i zamknął wejście od środka.
- Rozuś, jesteśmy! - krzyknął zdejmując płaszcz.
- Kuchnia! - rozległ się głos z wnętrza domu.
  Bracia poszli do wskazanego pomieszczenia i zastali tam białowłosą nachyloną nad wyspą kuchenną, wpatrzoną w duży zeszyt. Kilka pasm jej włosów zwisało nad blatem, jednak Rozalia skupiła się na rysunku, przez co nawet nie zauważyła kosmyków.
- Pięknie wyglądasz w tej sukience - powiedział Leo, podchodząc do wyspy.
- Dziękuję - odpowiedziała białowłosa, zerkając na chłopaka, jednak od razu wróciła wzrokiem do zeszytu.
- Co tam rysujesz? - spytał brunet, zerkając dziewczynie przez ramię.
- Tak się nudziłam, że aż mi przyszedł pomysł na nowy wzór sukienki - powiedziała, kiedy nakreśliła ostatnią linię na projekcie, po czym spojrzała na chłopaka. - Podoba ci się?
  Leo przyjrzał się dokładnie szkicowi. Przesunął po kartce palcami i uśmiechnął się.
- Świetny projekt - odpowiedział, patrząc jej w oczy. - Może sobie ją uszyjesz w mojej pracowni.
- Może kiedyś - zamknęła zeszyt i wstała. - Która godzina?
- Zaraz zaczną się schodzić goście - powiedział Lysander, który właśnie stanął w progu.
- Co?! Jak to? Alexy jeszcze nie przyszedł! - przeraziła się dziewczyna i sięgnęła po telefon.
  W przypływie inspiracji nie usłyszała powiadomienia o wiadomości od przyjaciela.

"Spóźnię się... Poradzisz sobie?" - głosiła wiadomość.
"Jasne, że tak." - odpisała dziewczyna, od razu po przeczytaniu.

- Okej, spóźni się - powiedziała Rozalia, odkładając komórkę.
  Poprawiła białe pasma włosów, które wypadły jej z koka, po czym odłożyła zeszyt projektowy do szuflady.

~~~

  Białowłosa otworzyła drzwi pierwszym gościom i zaprosiła ich do salonu. Muzyka już została włączona, a przeróżne alkohole stały na stole przy ścianie. Niewiele czasu minęło, a impreza rozkręciła się. Solenizantka tańczyła ze swoim czarnowłosym partnerem, jak i z innymi chłopcami, którzy ją poprosili. Nikt nie szczędził sobie trunków, przyjęcie trwało w najlepsze. Niebieskowłosy dołączył niedługo po gościach. Niedługo później Rozalia była już nieźle wstawiona. Organizm nieprzyzwyczajony do alkoholu szybko dał za wygraną, mimo niewielkiej ilości napitku. Mimo wszystko dziewczyna nie utraciła zdolności poruszania się na szpilkach. Porwała swojego chłopaka do tańca, dzięki czemu przetańczyli kilka następnych piosenek.
- Rozalio, może byś się położyła? - powiedział zmartwiony brunet, zabierając ją z parkietu.
- Ale jest jeszcze wcześnie! - odparła niezadowolona, po czym chciała pociągnąć chłopaka z powrotem do tańca, jednak ten nie ruszył się z miejsca.
  Objął dziewczynę w talii i poprowadził na pierwsze piętro. Otworzył drzwi jej pokoju i wprowadził ją do niego, po czym zamknął za sobą. Poszukał w jej szafie piżamę i ponownie do niej podszedł.
- Usiądź - powiedział, a Rozalia wykonała jego polecenie.
  Chłopak sięgnął do jej kostki, aby rozwiązać but, jednak dziewczyna przyciągnęła go ku sobie i namiętnie pocałowała. Nie opierał się, tylko pogłębił pocałunek. Rozalia wstała i uwiesiła ramiona na szyi chłopaka, po czym przesuwała dłonie od jego barków, kierując się w dół. Mruczała mu zalotnie w usta.
- Pragnę cię - wymamrotała kokieteryjnie, po czym ponownie przylgnęła do warg chłopaka.
- Kochanie, to nie jest dobry moment... - powiedział Leo i schwycił delikatne dłonie zbliżające się do paska jego spodni.
- Dla ciebie nigdy nie jest dobry moment, zawsze masz jakieś wymówki, nawet w moje urodziny. Zupełnie cię nie obchodzę! - głos białowłosej zmienił się z uwodzicielskiego na pełen wyrzutu, kiedy odepchnęła się od klatki piersiowej chłopaka. - Mam cię dosyć, to koniec!
  Rozalia chciała wyjść ze swojego pokoju, jednak silna dłoń chwyciła jej ramię.
- Rozalio, nie myślisz trzeźwo - powiedział przestraszony brunet.
- Jestem nad wyraz trzeźwa! - białowłosa wyrwała się chłopakowi i wychodząc zatrzasnęła za sobą drzwi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Hej wszystkim! Tym pesymistycznym akcentem kończymy One-Shot z okazji urodzin Rozalii :D Jesteśmy w pełni świadome, że jest to drama na skalę światową... Jak Rozalia mogła zerwać z Leosiem?! Dla nas też to jest trochę dziwne, kochamy Rozę całym sercem, ale to jest bardzo ważne wydarzenie dotyczące opowiadania! Mamy nadzieję, że nie zniechęciliście się do nas przez tę sytuację XD Do następnego!!!

wtorek, 10 października 2017

Prolog

  Kondukt pogrzebowy wyniósł dębową trumnę w kolorze ciemnego, palonego brązu z kaplicy, kierując się w stronę miastowego cmentarza. Pieśni żałobne rozbrzmiewały wśród mieszkańców, obwieszczając ostatnią drogę Johna Morgana przed pochówkiem. Przez jego zmasakrowane wypadkiem samochodowym ciało w oczach czterech kobiet nieprzerwanie od trzech dni błyszczą łzy. W oczach dwóch córek i dwóch żon, które nie były świadome swojego istnienia.